Tu i ówdzie na ścianach znajdowała się pleśń. W pokoju znajdowały się tylko dwa okna – jedno przy drzwiach, a drugie przy łóżku. Pomieszczenie nie należało do najjaśniejszych właśnie z powodu małej liczby okien. Ktoś mógłby pomyśleć, że jest to pomieszczenie całkiem opuszczone – lub co gorsza – służy jako miejsce zebrań jakiejś sekty. Oczywiście, z sufitu zwisała lampa – nikt jednak nawet nie raczył zainteresować się jej stanem – żarówki były rozbite, a sama lampa wysiała w taki sposób, że jakikolwiek ruch czy dotyk mógłby ją zwalić na ziemię. Podłoga również była w tragicznym stanie – deski były popękane i tak bardzo skrzypiały, że niejedna osoba bałaby się wejść do pokoju, a co dopiero mieszkać w nim. Leżał na łóżku, miał słuchawki na uszach. Był kompletnie wyłączony ze świata zewnętrznego. Nienawidził wszystkiego. Zgniłego, brudnego internatu, w którym właśnie się znajdował, innych ludzi, którzy mu towarzyszyli. Nienawidził szkoły.
Ale najbardziej nienawidził siebie. Chciał być normalny, zwykły, szary, lecz nie potrafił. Wziął do ręki test ze szkoły leżący na biurku. W prawym górnym rogu kartki widniał czerwony napis: 100/100. Właśnie tego w sobie nienawidził. Każdy uważał go za osobę perfekcyjną, idealną. On wiedział dobrze, że taki nie jest. Nigdy zresztą nie dążył do tego, aby być perfekcyjny. Wiedział, że inteligencja to nie wszystko. Wiedział że ma sporo wad. Nienawidził, gdy ktoś traktował go jako osobę wyjątkową. Miał tego dość. Zmiął kartkę i rzucił ją niedbale w kąt pomieszczenia. Nagle z hukiem otworzyły się drzwi. Do pokoju wparowały dwie dość dobrze zbudowane osoby. „Klasa specjalna. Idioci” – pomyślał.
- Cześć młody, pomożesz tam z tymi zadaniami? – powiedział wyższy.
- Nie mam teraz czasu. Później. – odpowiedział.
Wyższy z dwójki chuliganów podszedł do łóżka, chwycił go za ubranie i podniósł do góry, patrząc groźnie w oczy.
- Jeśli nam nie pomożesz, będziesz mieć gigantyczne problemy i całe Twoje nędzne życie zamieni się w koszmar. – oznajmił ze wściekłością w głosie.
- My doskonale umiemy zająć się takimi śmieciami, jak Ty, spierdolino – rzekł drugi.
Chłopak ze spokojem wyciągnął rękę po kartki z zadaniami. Nie dlatego, że się bał. Chciał mieć spokój. Nie chciał
podobnych problemów, jakich miał w poprzedniej szkole. Znał siebie i swój temperament.
Wyższy chłopak puścił go i pchnął na łóżko, patrząc z pogardą. - Jeśli do jutra nie rozwiążesz nam tych zadań, to cała szkoła się o czymś dowie. A dokładniej czegoś o Tobie. – powiedział wyższy. Chłopak poczuł się niespokojnie.
- Heh heh heh, trafiliśmy w czuły punkt, co ? Wiesz, że je… - zaczął Łysy - niższy z dwójki która weszła do pokoju, ale urwał. Poczuł niesamowity ból w okolicach brzucha. To chłopiec ze słuchawkami uderzył go pięścią. Łysy z wysiłkiem spojrzał na twarz chłopca – „młody” miał powiększone źrenice a na jego twarzy malowała się wściekłość granicząca z szaleństwem. Ból brzucha był nie do zniesienia. Ugodzony pięścią zaczął osuwać się, niknąć z oczu. Po chwili z łoskotem upadł na ziemię.
- Ty śmieciu! – krzyknął większy i rzucił się na chłopca. Ten uchylił się, unikając w ten sposób nadlatującej pięści, wysunął prawą nogę do przodu i uderzył większego i starszego od siebie ucznia równocześnie łokciem w tył głowy i kolanem brzuch. Z ust oponenta wypłynęła krew, dość intensywnie plamiąc ubranie „Młodemu”, po czym wróg całkowicie oszołomiony i półprzytomny zaczął zataczać się, starając utrzymać równowagę, lecz nie trwało go długo. Przeciwnik po kilku sekundach opadł na ziemię, nie mogąc złapać oddechu. Drugi z dwójki wyczołgał się z pokoju i uciekł. „Młody” spojrzał na leżącego i zwijającego się na podłodze napastnika.
- To żałosne – mruknął do siebie, po czym podniósł chuligana i silnym ruchem wypchnął za drzwi. Zerknął przez okno. Nie myślał o tym, co właśnie się stało, jak bardzo zranił napastnika. Coś innego przykuło jego uwagę – kilkanaście radiowozów i przynajmniej dwudziestu policjantów stało na sąsiedniej ulicy. Na ziemi leżało zakrwawione ciało.
-Czyżby znów ON zaatakował? – pomyślał, po czym otworzył okno, i już po chwili znajdował się na dachu internatu. Zeskoczył w ciemną uliczkę i wspiął się na okno domu, przy którym dokonano morderstwa. Chwycił rękoma rynnę i zaczął wychodzić po niej na budynek. Z dachu miałby najlepszy widok i zostałby niezauważony. Oczywiście, mógłby wtopić się w tłum gapiów i wszystko spokojnie obserwować, lecz teraz, gdy jego bluza byłą dość obficie zakrwawiona, nie byłoby to zbyt rozsądne. Mógłby zostać uznany za mordercę, a przecież nie chciał siać paniki wśród sąsiedztwa. Co gorsza, nadmierna uwaga mogłaby sprawić, że ON może któregoś dnia znaleźć się naprawdę blisko. Chłopiec stał teraz na dachu budynku, z którego miał odpowiedni widok na zakrwawione ciało leżące na ziemi. Mężczyzna, około lat 30. Masa ran szarpanych i otwartych na rękach i ciele. Wszędzie pełno krwi. Chłopiec trzęsącymi się rękoma zmierzwił swoje krótkie, czarne włosy. Teraz był pewny. Tak, to musi być JEGO sprawka. ON wie, lub przynajmniej przypuszcza, że chłopiec znajduje się tutaj.
- Cholera, muszę ją o tym jak najszybciej powiadomić – rzekł do siebie chłopiec skacząc na znajdujący się nieopodal niebieski dach. Niska, chuda postać pędziła teraz z niezrównaną prędkością w świetle księżyca, co jakiś czas przeskakując z dachu na dach. Nie dbał, czy ktoś go zauważy lub co pomyśli. Musiał jak najszybciej dotrzeć do Kręgu. Tylko oni mogą mu pomóc… Po trzydziestu minutach dotarł do znajomej uliczki. Zatrzymał się, rozglądając. Po prawej stronie znajdował się zabity deskami, opuszczony budynek. Nie zastanawiając się długo podszedł do niego i zaczął wspinać się po wystających z niego cegłach. Gdy już znajdował się na wysokości pierwszego piętra, zauważył okno znajdujące się około pięć metrów dalej, przez które z łatwością mógłby dostać się do budynku. Wspiął się na parapet, rozpędził się i skoczył, po kilku sekundach łapiąc się parapetu drugiego okna. Podciągnął się i wskoczył przez okno budynku. Wewnątrz panowała całkowita ciemność. Chłopiec bez zastanowienia sięgnął do kieszeni, wyciągnął z niej niewielką, pomarańczową zapalniczkę i rozpalił ją. Spokojnie podszedł do znajdujących się trzy metry dalej schodów prowadzących na dół. Przez chwilę zawahał się. Spojrzał w dół i postawił nogę na pierwszym stopniu.
- Gdzie podziała się bariera ochronna? – szepnął do siebie z nutką paniki i niepewności w głosie. Wyciągnął z tylnej kieszeni mały, czerwony scyzoryk. Rozsądek krzyczał, aby uciekać jak najdalej stąd, lub przynajmniej za żadne skarby świata nie próbować schodzić na dół, lecz instynkt okazał się silniejszy. Powoli zaczął stawiać kroki na kolejnych malutkich schodkach prowadzących w dół budynku. Zatrzymał się na dwóch ostatnich schodkach i wytężył słuch. Cicho, niemal bezszelestnie wkradł się do ciemnej piwnicy. Jego oczy szybko przystosowały się do panującej w pomieszczeniu ciemności. Niespodziewanie , za plecami usłyszał cichutki szelest. Bez namysłu sięgnął do lewej kieszeni spodni po malutki scyzoryk, chwycił za ostrze i rzucił w stronę, z której dobiegł odgłos. Srebrne, błyszczące ostrze przebiło głowę malutkiemu szczurowi i wbiło się w cegłową ścianę. Niewielki gryzoń szamotał się i wił w bezsilności i desperacji, jakby miał jeszcze nadzieję, że uda mu się uwolnić z bolesnego potrzasku. Po chwili jednak wszystkie jego ruchy ustały - jakby kompletnie zrezygnował i szczur skonał w niewielkiej kałuży krwi. Chłopak odetchnął z ulgą i ze spokojem otarł przepocone czoło rękawem zielonej bluzy. Wyluzował się. Uspokoił. Piwnica, w której się znajdował wyglądała tak jak zwykle - drewniane pudła stały w kącie zakurzone i nieruszane od lat. Stary, brązowy, podarty dywan leżał niedbale na ziemi, a każdy kąt pomieszczenia pełen był pajęczyn, z których panicznie uwolnić się próbowały muszki. Młodzieniec przyłożył swoje drobne pięści do siebie, zamknął oczy, cofnął spokojnie prawą nogę w tył i wstrzymał oddech. Po dłuższej chwili z jego rąk zaczęły wydobywać się drobne, pomarańczowe iskierki, których intensywność i siła rosła z każdą nadchodzącą sekundą. Otworzył oczy, całej siły zacisnął prawą pięść i zamachnął się najsilniej jak mógł. Fala uderzeniowa iskier zmieniła się w potężny strumien ognia, który z ogromnym impetem odrzucił pudła, podpalając je. Ognie fali uderzeniowej utworzyły na ziemi mały, ognisty portal, który powolutku, sekunda po sekundzie rozszerzał się i nabierał rozmarów. Chłopak niepewnie rozejrzał się wokół i gdy upewnił się, że z pewnością nikt nie widział całego incydentu - wskoczył do ognistego otworu. Portal zaczął się kurczyć aż po kilku sekundach całkowicie zniknął.
Dodaj komentarz